czwartek, 10 grudnia 2009

Zwierzęta w brazylijskich fazendach

Wideo jest dostępne na mojej stronie internetowej Śladem Słońca. Kliknij na pierwszy obrazek po prawej stronie ekranu aby tam się dostać.

środa, 2 grudnia 2009

Świąteczna przestępczość


Mieszkasz w dużym mieście w Brazylii to znasz zapewne zasadę: Não saia com dinheiro “Nie wychodź z pieniędzmi”. Kiedy? Podczas karnawału (początek lutego), São Juan (Czerwiec) i Boże Narodzenie. Dlaczego? Bo stracisz to co masz ze sobą. Także i ja w ostatnich 2 tygodniach przestałem wychodzić z aparatem z domu.

Każde duże miasto w Brazylii rządzi się innymi prawami, również jeżeli chodzi o złodziei. Są oni głównie aktywni w tych trzech okresach. Sposób kradzieży jest jednak zupełnie inny. W Salvadorze złodzieje wyspecjalizowali się w kradzieżach autobusowych. Co tydzień dowiaduję się od znajomych o kolejnej kradzieży. Scenariusz przebiega następująco, do autobusu wchodzi dwóch lub trzech mężczyzn. Pokazują broń i nakazują wyciągnięcie wszystkich kosztowności. Następnie grzebią w torbach, teczkach, zabierając wszystko co wartościowe. Złodzieje nie kradną w pojedynkę, bo kończy się to zwykle na dotkliwym pobiciu go przez pasażerów. Tak więc jeden kontroluje kierowcę, drugi sprawdzacza biletów, który siedzi z tyłu autobusu, trzeci zagląda do portfeli. W takim momencie pasażerowie modlą się, żeby nie pojawił się zadem policjant, kończy się to niestety wymianą strzałów w autobusie, tak więc i śmiercią osób.
Złodzieje ze sławnego Rio de Janeiro mają inne metody, można powiedzieć bardziej nastawione na turystów. Okradają oni przyjeżdżających w organizując się w grupy ok 20-50 młodzieniaszków z fawel zwanych Arrastão. Grupy te upodobały sobie głównie plaże, gdzie biegnąc wspólnie, kradną wszystko co wpadnie im w ręce. Dobrym celem są też grupy turystów zwiedzających miasto. Arrastão biegnąc wbijają się w tłum ludzi kradnąc i bijąc tych którzy uciekają lub stawiają opór. W rękach trzymają broń, kawałki żelaza, butelki.Filmik z jednego z takich zdarzeń znajdziecie poniżej.
São Paulo, jako największa z metropolii nie jest wolna od złodziejaszków, którzy wyspecjalizowali się przede wszystkim w okradaniu pojedynczych dobrze wyselekcjonowanych osób w tłumie. Scenariusz wygląda następująco. 3-4 mężczyzn podąża za obiektem przestępstwa. Jeden z lewej strony popycha osobę, gdy ten za osobą wyciąga portfel. Trzeci w tym momencie podrzuca kartki papieru robiąc zamieszanie. Osoba wie,że jest okradziona i podbiega do tego, który ją popchnął. Nie ma on jednak portfela.
Z największych miast pozostało jedynie miasto Brazylia, gdzie jest siedziba rządu. Tu pojawiają się afery, których kilka w ostatnim czasie było z filmowanych z ukrytej kamery. Niektórzy politycy nagrywani, wkładali łapówki rzędu 30-50.000 Realów w majtki lub skarpetki.

W tym momencie wielkimi krokami zbliżają się święta. W centrum stoi wielka sztuczna choinka (tak jak sztuczna palma w Warszawie), w centrach handlowych muzyka jest już istnie świąteczna. Pogoda tylko nie całkiem świąteczna, bo kończy się już wiosna i 21 grudnia rozpoczyna się lato a temperatura już dzień w dzień przekracza 30 stopni C. Tak więc czekam powoli na moment wyjazdu z Salvadoru dnia 20 grudnia, aby powrócić do pstrykania zdjęć. Nie zamierzam w tym okresie ryzykować spotkanie Świętego Mikołaja w jednym z autobusów Salvadoru.


wtorek, 24 listopada 2009

Mieszkając tam, gdzie śpiewał król.


Dokładenie 13 lat temu w dzielnicy Pelourinho, centrum historycznym miasta Salvador, miało miejsce wydarzenie nietypowe dla mieszkańców. Wydarzenie to rozsławiło Pelourinho na całym świecie...

Ulice zamknięte przez policję militarną, tysiące ludzi obserwujących jak król popu,Michael Jackson, nagrywał jeden se zwoich najsławniejszych klipów They Don`t Care About Us. Piosenkarzowi akompaniowała grupa młodzierzy i dzieci grających na kolorowych bębnach OLODUM.
Szczególnie po śmierci piosenkarza, mieszkańcy Salvadoru wspominają ten dzień pełen emocji i muzyki. Był on dniem w którym zały świat zobaczył jak bawi się pelourinho. Teledysk zawiera też nagrania z Rio de Janeiro, jednak Salvadorjest właśnie tym miejscem pełnym koloru i muzyki. Nadmienie tutaj, że między Salvadorem i Rio de Janeiro istnieje wielka konkurencja, które z miast jest ciekawszym miejscem turystycznym. Powiem wam, że po tym teledysku, szala zaczęła się przechylać na korzyść Salvadoru

Przyjechawszy do Salvadoru, przez pierwszy miesiąc, mieszkałem w kamienicy z widokiem na plac, na którym wydarzenie to miało miejsce. Z przyjemnością ogladam więc teledysk.Tak też i wy zróbcie, czując gorący klimat miejsca w którym przyszło mi mieszkać.

poniedziałek, 16 listopada 2009

Odrobina Historii: Czy w Brazylii są Polacy?



Mieszkając w regionie Bahia już od 8 miesięcy, natknąłem się tylko na 2 osoby z Polski, zwiedzające jako turyści historyczną część miasta Salvador zwaną Pelourinho. W opowieściach jednak, już 3 dziewczyny poinformowały mnie,że miały chłopaków -Polaków. Także slyszałem, że jest tu w mieście dwóch księży misjonaży, pracujących w tym regionie od lat. W znakomitej jednak większości przypadków, wszyscy z uśmiechem na ustach mówią, “no to jesteś pierwszym Polskiem-klientem naszej firmy” albo “Jesteś pierwszym Polakiem z jakim się spotykałam” lub “ Nie gościliśmy jeszcze Polaka”. Kolejnymi pytaniami są: “ Powiedz nam cos o swoim kraju”, “Mówicie w Polsce po Rosyjsku czy po Angielsku?” , “Powiedz coś po Polsku”...i dziesiątki innych pytań, na które jedną z odpowiedzi jest “ Chrząszcz brzmi w trzcinie...” co pozostawia wielu moich znajomych ze zdziwieniem w oczach i otwartymi ustami. Naturalnie wielu stara się powtórzyć ale jeszcze nikomu sie nie udalo :) Najbliżej wymową byla pewna znajoma z São Paulo, ponieważ pauliści używają dużo głosek “sz”.
Rozumiem jaka ciąży na mnie odpowiedzialność społeczna, jako pierwszy, kreuję wizerunek naszego kraju w wielu aspektach społeczno-rynkowych, co staram się czynić bardzo rozważnie. Jako pierwszy Polak staram się także kreować dobre wrażenie o naszym kraju i jego mieszkańcach. Nie jets to łatwe zadanie, zwarzywszy, że jak spytacie mnie co mi się kojarzy z Polską, zamykając oczy pojawiaja mi sie obrazy z TVN24 opisujące Polską scene polityczną i naszych polityków-aktorów-populistów.

A jak to jest na południu kraju, czyżby było tak niewielu Polaków w Brazylii?

Pomogę wam odpowiedzieć na to pytanie posiłkując sie artykułem z 2004 “Nowostworzona Ojczyzna” (Pátria Reinventada) z brazylijskiego magazynu Cartacapital, który ostatnio trafił w moje ręce.



Polscy turyści odwiedzajacy miasta Rio de Janeiro oraz São Paulo zwykle odwiedzają Cruz Machado, małe miasteczko we wnętrzu regionu Paraná. Jest to miasto polskich imigrantów, którzy rozpoczęli zasiedlanie tego regionu w 1869 r. Ciekawym jest fakt, że architektura budynków nawiązuje do tej w Polsce w XIX w., język a raczej jego pozostałości pozbawiony jest zwrotów używanych obecnie w ojczyźnie, dominują staropolskie obyczaje i tradycje. Grupa polskich imigrantów jako społeczność tradycjonalistów polskich jest tu największa na świecie, nawet większa niż w Chicago,USA.
Z wyliczeń rząduowych wynika, że na poludniu Brazylii mieszka 800.000 osiedleńców Polskich. Nie jest ich wielu porównując ich ilość z “teuto-brasileiros” czyli osiedleńców Niemieckich. W Brazylii 18 milionów mieszkańców ma conajmniej jednego przodka niemieckiego (to 10% populacji Brazylii). Polaków jest jednak wielu, a porównując ich ilośc do indian, których jest w kraju nieco powyżej 515.000 osób wydaje się to czystym absurdem. Brazylia może w niedługim czasie chlubić się nie indiańskim czy afrykańskim, lecz niemieckim pochodzeniem.

A kiedy rozpoczęła się Polska imigracja?

W 1869 roku przyjechała do Brazylii grupa 64 imigrantów, osiedlając się w stanie Santa Catarina . Byli to chlopi pańszczyżniani głównie z regionów Beskidzkiego i Żywieckiego, którzy zachęceni brazylijskim programem nielimitowanego osiedlania się Brazylii, wyemigrowali z rodzinami. Polacy. W Brazylii czekał na nich nie raj...a niewolnictwo. Trafili oni prosto do pracy w formie niewolników, z których to uciekli do stanu Curitiba w 1971 roku. Tam zakupili swoją ziemię i rozpoczęli niezależną pracę. Bylo to dla nich duże osiągnięcie, zważywszy, że wyemigrowali z kraju o ustroju feudalnym. Gdy obecenie dziennikarze pytają polonię brazylijską, gdzie sie urodziłeś, wielu polaków odpowiada “Tui-Tam” tu w Brazylii i tam w Polsce.


(fot. Brazylijczyk Ernest Grochowski śpiewa "Mulher Rendeira" z akcentem"). Kolejna, rownie nieszczęśliwą dla polskich chłopów imigracja miała miejsce w w 1911r. kiedy to przybyła do miasteczka Cruz do Banho grupa 1200 rodzin. Niefortunnie zaraz po tym 800 osób zmarło w wyniku epidemi tyfusu.

Z moich studiów Latynoamerykańskich, a dokładniej z kwartalnka CESLA, pamiętam jeszcze jedną informację o polonii w Brazylii. Polacy nie byli lubiani przez portugalczyków z trzech prostych przyczyn: nie chcieli uczyć się jezyka, odseparowując sie tym samym od kultury Brazylijskiej, lubili afrykańskie kobiety, co przeczyło z Brazylijską ideą zachowania białej rasy oraz mieli skłonność do mocnych alkoholi. Ówcześni pisarze wypowiadali się, że nie sprzyjało to w tak gorącym klimacie. W późniejszych okresasch, gdy części Polaków udało się zdobyć wykształcenie i zaistnieć w kulturze Brazylijskiej jako pisarze czy dziennikarze, owi starali się zmazać zły wizerunek Polaków w Brazylii. Do tek “kampanii” przyłączył się także że Papierz Jan Paweł II, który porzez woją wizytę w 1980 roku, spowodował zaistnienie polonii brazylijskiej w świadomości kulturowej.

Do czasu pierwszej wojny światowej do Brazylii przyjechało 130.000 nowych polskich imigrantów, połowa z których osiedłiła się w południowym regionie Paraná. Owi Polacy rozpoczęli propagandę, oferując pieniądze za zachęcanie rodaków w kraju do dalszej imigracji.

Polacy od czasu pierwszych imigracji podtrzymywali tradycje polskich kulinariów, przygotowując kielbasę “quiobaça”, pierogi “ o pastel de batata, ricote e chucrute
i chlep wyrabiany z mąki żytniej e batatów-słodkich ziemniaków “ o pão feido de farinha de centeio e batata-doce”, oraz przetwory z wieprzowiny, co jest nietypowe w kraju konsumentów wołowiny.

Przez wiele lat polonia brazylijska miała problemy z językiem portugalskim. Szkoly podstawowe organizowane w miejscach kolonii polskich uczyły w języku narodowym, dopiero prezydent Getúlio Vargas, zabronił prowadzenia lekcji w j.polskim. Język był jedną z przyczyn dyskryminacji Polaków w miastach Brazylijskich. Problemem, oprócz trudności w wymowie, był także bardzo jasny kolor skóry oraz wrodzona nieśmiałość w kontaktach. Polacy mający obecnie 60-80 lat nadal mają duże problemy z porozumiewanem się po portugalsku, natomiast już ich dzieci, które opóściły hermetycznie zamknięte polskie miejscowości (zwane tutaj Koloniami) i rozpoczęły studia, zmieniły sie z czasem w Brazylijczyków. Wielu z nich nie mówi ju po Polsku, zna co najwyżej słowa.
Ci bardziej świadomi polskości, starają się wysyłać swoje dzieci na kursy języka Polskiego w szkołach średnich.

sobota, 14 listopada 2009

Video: Co zdarzyło się w parku narodowym Chapada Diamantina cz.2

Zalecam otwieranie video w następujący sposób:

1. Po włączeniu przycisku play, po pokazaniu się pierwszego obrazu nacisnąć pauzę w lewym dolnym rogu aż do pełnego załadowania się filmu ( różowy pasek poniżej video).

2. Następnie otwarcie filmu na pełnym ekranie( na dole po prawej stronie drugi przycisk) i dalej play i możemy oglądać video bez problemów.

czwartek, 12 listopada 2009

Video: Co zdarzyło się w parku narodowym Chapada Diamantina cz.1

Z góry przepraszam za kiepska jakość i pełna improwizację w przygotowaniu tego materiału. Zapewniam was, że kolejne relacje będą dużo lepsze. Aha, i jeszcze jedno, park Chapada Diamantina ma 1500 ha a nie m2 :)

sobota, 7 listopada 2009

Co zdarzyło się w parku narodowym Chapada Diamantina



Park Narodowy Chapada Diamantina oddalony jest o ok 450 km od Salvadoru i jest byłym wykopaliskiem diamentów i węgla kamiennego. 22 lata temu przyjechał do Chapady Amerykański naukowiec, któremu udało się zarejstrować ten region jako park narodowy na obszarze 1500 há (przepraszam za błąd w filmie,który wkrótce zobaczycie na moim blogu).
Moja wycieczka do Chapady była samotna, niestety nie udało mi się namówić żadnego ze znajomych na przyłączenie się, spakowałem więc namiot i wskoczyłem do nocnego autobusu zmierzającego do miasteczka Lençois, zlokalizowanego w sercu parku narodowego.Gdy nad ranem wysiadłem z autobusu, grupa przewodników dopadła przyjeżdzających proponując motel lub swoje usługi. Dotarłem wreszcie na kemping, rozłorzyłem namiot i poszedlem pozwiedzać trochę miasteczko. Z ciekawości wstępowałem też do agencji turystycznych pytając o przewodników...i tu niespodzianka, ceny, które mi oferowali kształtowały się od 100 zł za jedno dniową wycieczke do 750 zł za 3 dniową. Moje oczy ze zdziwienia zdrobiły się większe od pięciozłotówek. W ostatniej jednak agencji, którą odwiedziłem poznałem na prawdę sympatyczną dziewczynę imieniem Jucy, która zaoferowała mi wycieczkę za 30 zl (cena jak dla mnie “otima”-idealna) więc długo się nie zastanawiając pobiegłem na kemping, spakować plecak. Była to wycieczka do wodospadu Sussego, 4 godziny skakania po kamieniach aby tam dotrzeć i 4 spowrotem. Przyroda w Chapada jest niesamowita, park poprzecinany jest wieloma rzekami, wszystkie są koloru czarnej kawy lub c-coli jak kto woli, a kolor wody nie jest wynikiem bynajmniej zawartości żelaza w skałach, lecz mikroorganizmów, jakiegoś rodzaju planktonu, który zabarwia ją tak intensywnie. Na kemping wróciłem zmaltretowany z bólami szystkich mięśni. Zforsowałem się do tego stopnia, że nie byłem w stanie spotkać się w nocy na piwku z Jucy. Kolejny dzień z powogu bulów i deszczu, spędziłem w namiocie, przyjechały nowe osoby na kemping, wsród nich dwie grupy “galery” muzyków z południa Bahia. Zostałem zaproszony na piwko do małej knajpki “łódź podwodna”, co z przyjemnością zaakceptowałem. Gdy galera weszła do baru,
od razu zasiadła przy instrumentach i rozpoczęła grać brazylijskie przeboje w stylu Dżem, powoli zaczęli pojewiać się zwabieni dzwiękiem inni młodzi ludzie, którzy także prezentowali co potrafią grać. Nie chwaląc się, pomimo mojego beztalencia w graniu na bembnie (bongos), łupałem w ten instrument prawie całą noc. Po północy pojawiły się dwie dziewczyny z jakiejś profesjonalnej grupy muzycznej i zaczął się pradziwy konert.

Rankiem, udało mi się wstac bez problemów przed 7:00 i pierwsza myśl, która mi przyszła do głowy to wizyta w agencjach turystycznych aby ponegocjować trochę ceny( pojawiając się zaraz przed wyjazdem wycieczki, agencje ewidęntnie miękną cenowo). Tak więc znalazlem tym razem wycieczkę bardziej objazdową przez Jaskinię Torrinha, gdzie zobaczyłem niesamowite stalagtyty i stalagmity i wypstrykałem sporo zdjęć ( ciekawostka- 2 km w głąb jaskini nie mam prawie wody, ściany są suche, piach pod nogami jak na pustynii) Spowodowane jest to tym, ,że park narodowy Chapada Diamantina przedzielony jest górami na dwie różne “strefy” klimatyczne i rodzaje roślinności. Połowa parku od strony wybrzeża jest wilgotna, występuje tam dużo palm, owady i zwierzęta typowe dla roślinności wybrzeża atlantyckiego: pumy, duże pająki, długie stonogi, świerszcze które piszczą jak syrena strażacka...Druga połowa skolei jest półpustynna i tam początek ma obszar półpustyń zwanych caatinga, które wam już opisywałem, są to obszary gdzie występuje wiele jaszczurek, węży a ziemia ma kolor krwisto-czerwony.


Kolejnym punktem wycieczki był wodospad diabelski, miejsce na prawdę przepiękne, kolor wody czarny,a lokalizacja wodospadów i jezior przypomniała mi park narodowy w Chorwacji Plytvickie Jeziora. Różnica między obydwoma parkami jest jednak taka,że tu w brazylii można się kąpać w każdym wodospadzie, jeziorze. Oczywiście są też osoby, które naciągają tą zasadę, organizując zabawy i grill, śmiecąc dookoła. Niestety w Brazylii Północno-wschodniej to nic dziwnego. Wycieczka skończyła się wspinaczką na jedną z gór kanionu Pai Inacio, skąd rozpościera się przepiękny widok na cały kanion. Niestety zaplanowany zachód słonca zostal zepsuty przez chmury, zdjęcia jednak zrobiłem.

Po powrocie wieczór i kolejny dzień spędziłem w towarzystwie premiłej koleżanki Jucy, wraz z jej półtorarocznym synkiem półfrancuzem. Mały Noam był niesamowitym obiektem do fotografowania, nawet istnieje podobieństwo miedzy mną i nim jak byłem w tym wieku.
Ojciec chłopczyka jest przykładem, że do Chapady Przyjeżdza wielu turystów, artystów, którzy decydują się tam zostać.


Z tych grup które poznałem dominują francuzi, izraelczycy i amerykanie. Ojciec chłopczyka jest francuzem w moim wieku, który uciekając przed odpowiedzialnością życia we Francji, przypadkowo dorobił sie tu syna. Dziewczyna ma 20 lat , on jest artystą-przewodnikiem, który nie oszczędza pieniędzy na marihuanę. Tylko odpowiedzialności mu zabrakło bo rok temu wziął rozwód z ową Jucy. Gdyby nie moja chęć podróży, zostałbym jakiś czas dłużej w tym spokojnym miasteczku Lençois:)



Z a 2-3 dni znajdzienie na moim blogu krótki film z tego wyjazdu.

PS1: No i jeszcze informacje z ostatniej chwili, upał w Salvadorze jest niemiłosierny, w telewizji trąbią, że tej wiosny mamy tu lato, jet ok 40 st.

PS2:Na mojej ulicy w pokoju motelowym transwestyta zabił jakąś tu znaną osobę publiczną jak byłem w Chapadzie. Chłop miał rodzinę, dzieci, pieniądze i skonczył życie w pokoju z transwestytą i z nożem w klatce piersiowej.

PS3: Pani, która pomaga nam sprzątać mieszkanie a mieszkam ze studentami, wczoraj wracając o domu doświadczyła kradzieży masowej w autobusie. Niestety chyba przestanę jeżdzić po mieście z aparatem.

Kliknij aby obejrzeć galerię fotografii z Chapady Diamantiny

środa, 28 października 2009

Gay Parade Salvador




W ubiegłą niedzielę odbyło się jedno z najwiekszych wydażeń ulicznych w mieście Slavador, parada gejów i lesbijek. Według organizatorów w paradzie udział wzięło 500.000 osób, 4 główne ulice w mieście zostały zmknięte. Ulicami tymi wśród morza tańczących obserwatorów przetoczyło się kilkanaście eletricos czyli samojezdnych platform używanych podczas karnawału.



Parada, która świętowała swoją 9 edycję, była manifestem do akceptacji wszystkich orientacji sexualnych. Parada była otwarta dla wszystkich i podobnie jak já, prawdopodobnie większość osób zdecydowała się przyjść bez względu na orientację sexualną aby wypić zimne piwko, pokołysać się w rytm muzyki i przygotować się do karnawału. Bacznie obserwując wydażenie, zauważyłem,że dla mieszkańców Salvadoru to idealna okazja do poznania dziewczyny lub chłopaka heterosexualnego, którzy ewidentnie przyszli tu by szukać przygód. Biorąc jednak pod uwagę charakter imprezy, wcześniej namowiłem koleżankę Julianę aby mi towarzyszyła, jasno wskazując na moje preferencje sexualne:) Naturalnie muszę przyznać, że bardzo mi odpowiada jej towarzystwo.

Nigdy nie uczestniczyłem w ulicznych imprezach na taką skalę i na prawdę byłem pod wrażeniem, każda platforma (olbrzymia ciężarówka) wypełniona była głośnikami z których na zmianę można było słyszeć sambę i muzykę elektroniczną. Na każdej platformie wśród grupy tańczących tranzwestytów i gejów ulokowany był zespół, który tą muzykę grał. I tu muszę nadmienić, że podobnie jak kobiety podczas karnawału, tranzwestyci tanczyli kompletnie nago! Po ulicach wśród szwadronów policji spacerowali geje w stringach lub w kreacjach wieczorowych, za każdym rogiem obwożni sprzedawcy oferowali piwo i papierosy.

Naturalnie jak podczas każdych imprez masowych w Brazylii pojawili się też politycy, którzy wykrzykiwali z platform hasła polityczne i swoje zasługi dla równouprawnienia płci. Wysluchując dziesiąte przemówienie, wydawało się, że owi politycy w swojej karierze nic innego nie robią tylko walczą o prawa gejów i lesbijek czy prawa bezdomnych. Wśród nich był pierwszy polityk tranzwestyta, który był główno-prowadzącym imprezy.

Przewijając się w tłumie, zauważyłem,że dla mieszkańców tak na prawdę jest to dobra zabawa, tłum przenosil nad głowami gigantyczne flagi, krzyczał, piszczał, śpiewał i tańczył. Będąc wbitym w taki tłum ludzi, szczególnie przy moim wzroście, ciężko oddychać, temperatura z 20 stopni wyższa, piwo leje się po nogach i kurczowo trzymając mój aparat fotograficzny przebijałem się do najbliższego szwadronu policki aby pstryknąć kilka “bezpiecznych” fotek. Przebijając się przez tłub Juliana krzyczała “Zejdz z drogi!”, i zanim zareagowałem już zostałem odepchnięty łokciem przez także przeciskający się przez tłum szwadron policji z trzema skutymi w kajdanki młodocianymi. Policja dzieli się na 3 rodzije, tworząc grupy po 7 oficerów. Pierwszym jest PM Policja militarna, białe kaski, krótkie pałki... oni kontrolują tlum, Drugim rodzajem jest policja interwencyjna, czarne kaski i metrowe pałki do bicia ludzi, trzeci mają kaski czerwone i niewiem lub nie chce wiedzieć czym się trudnią.

Parada gejów i lesbijek w Salvadorze jest imprezą wyjątkowo spokojną i bezpieczną w porównaniu do osławionego karnawału. Tu co najwyżej można stracić aparat. Podczas prawdziwego karnawału ( a widziałem w telewizji relacje jakich nie pokazuje się w Europie) grupy mężczyzn tańczą trzymając pięści przy twarzy ( podobnie do bokserskiej gardy) i co pewien czas dochodiz do pojedynku kilkunastu na kilkunastu...lub jednego.Tak więc nie będąc zwolennikiem imprez masowych zdecydowałem się nie spędzać karnawału w Salwadorze i spędzić go podróżując po wnętrzu kraju.

poniedziałek, 26 października 2009

Perła Salvadoru: ITAPARICA



Witajcie moi drodzy,


W Polsce zapewne zminno, słyszałem, że nawet śnieg się pojawił, dlatego tez dzisiaj zabiore was w miejsce na prawde wyjątkowe, pełne słońca, pięknych plaż, błękitnego oceanu, palm i ludzi żyjących bez pośpiechu...gotowi...?

Zanim jednak przeniesiemy się w to tropikalne miejsce, 2 słowa o brazylijskiej telewizji a dokładniej telenowel. Nie musze w tym miejscu zaznaczać jaki stosunek mają do nich Brazylijczycy. Tutaj nie ma znaczenia czy masz 9 czy 90 lat, wszyscy bez wzgledu na wiek i płeć z zapartym tchem ogladają najpopularniejsze telenowele. Telenowele codziennie mają swoje odcinki i trwają w zależności od sukcesu od 6-8 miesięcy. Te najpopularniejsze jak ostatnio Caminho das Indias ( Ścieżka Indian) czy Viver a Vida ( Korzystając z życia ) wyświetlane są o godz. 21:00 i zwkle zawierają elementy miłości, gwałtów, kradzieży, homosexualizmu i ostatnio wyjątkowo modne są bójki kobiet. Aktorzy są piękni i bogaci, aktorki atrakcyjne i rozrzutne a wszystko rozgrywa sie zwykle w Rio de Janeiro. Ale nie tylko telenowele różnią nas od brazylijczyków, z rozmachem tworzone są też programy informacyjne gdzie informacja przekazywana jest nie w sposób uporządkowany i spójny a emocjonalny. Brazylisczycy kochają emocje.

Wróćmy jednak w gorące klimaty...

W ostatnich dniach zaplanowałem sobie dłuższą wycieczkę na wyspę Itaparica znajdującą się w zatoce Wszystkich Świętych (Bahia Todos os Santos) 40 minut promem z Salvadoru.
Wyspa Itaparica ma 246 km2 i a jest największą z 56 wysp w zatoce a odkryta została w 1501 roku przez Americo Vespuci. Nazwa Itaparica pochodzi z indiańskiego języka Tupi i oznacza “blisko kamienia”. Nazwa nie jest jednak tajemnicą, bo wokół wyspy, gdy poziom wody w ztoce obniża się , można zauważyć krąg z rafy koralowej otaczający wyspę i chroniący ją przed falami. Podczas mojego pobytu doświadczyłem jakie są uroki tej rafy, gdy kąpiąc się w oceanie temperatura wody przekraczała temperaturę powietrza, nie musze tu nadmieniać,ze w temperatura w cieniu wynosiła ok 35 st. C.
Mieszkańcy wyspy są to osoby zamożne, dla których jest to drugi dom (a racej willa), obcokrajowcy, ktorzy lubią gorące klimaty, lub mieszkają skromnie i żyją z rybołóstwa, łowienia krewetk czy krabów, pry brzegu mają swoje łodzie i wczesnym rankiem rozpoczynają łowienie lub zbieranie.
Na wyspie nocowałem u Mary, pryjaciółki Juliany, dziewczyny z którą tu mieszkam. Mary jest holanderko-brytyjka,ktora zdecydowła się przeprowadzić tutaj juz kilka dobrych lat temu. Ma tu swoją corke i załorzyła ostatnio sklep z pamiątkami. Mieszka stosunkowo blisko od plaży więc nie ma problemu wyjść pieskiem pobiegać w nocy na plażę.
Itaparica jest miejscem bezpiecznym w dzień dla wszystkich, w nocy dla mieszkańców. Spacerowaliśmy z Juliana na plazy znacznie oddalonej od domów, gdzie pojawiają się typowa roślinność wyspy (mata atlantica)-, a było przed nocą, podeszły do nas dwie kobiety z koszami na głowach, informując, że jeżeli będziemy kontynuować ten spacer, zostaniemy okradnięci przez dwóch mężczyzn,którzy czekali na nas ukryci w krzakach. Wróciliśmy więc aby nie kusić losu, niestety problemem było, że wyglądaliśmy jak turyści i mieliśmy ze sobą plecaki. Zlodzieje jak to zwykle bywa, nie byli z tej miejscowości. Na zdjęciu zbieracz krabów, w tle miasto Salvador.

Nasza wieczorna wycieczka miała jednak pewien cel, oglądnąć wybrzeże aby o 5 rano wstać i fotografować wschód słońca na plaży. Tak więc po nocnym spacerze z pieskiem poszlismy spać w towarzystwie setek komarów, które wdzierały się nawet do moskitiery, koniecznym było więc włączenie wentyladora aby zniechęcić komary i nie pocić się w nocy.

Obudził mnie budzik i śpiewy ptaków, na zewnątrz powietrze było świerze a temperatura oscylowała ok 25 st.C.
W okolicznych willach obok których przechodziłem, mieszkańcy jeszcze spali, kręcili się w niewielkich ogródkach tylko pracownicy ogrodów, rdzenni mieszkańcy wypy. Plaża o godzinie 5:30 nie byla pusta, rybacy przygotowywali się na wypłynięcie w morze, zbieracze korzystając z niskiego poziomu wody, szukali krabów w elemenntach skalnych, które pojawiły się na powierzchni a niektórzy z klas bogatszych już biegali na plaży. Pomimo faktu,ze wschód słońca zablokowała chmura, spacer był świetnym pomysłem i zaowocował ciekawymi zdjęciami. Rano pojawiają sięw okolicy domów rybacy i zbieracze i oferują świeżo słowione ryby, krewetki i kraby. Po spacerze wróciliśmy na śniadanie, po czym spowrotem na plażę. O godzinie 10:00 słońce paliło niemiłosiernie ( i nie ma co porównywać go do Hiszpańskiego czy Portugalskiego), tu promienie słoneczne sa o wiele mocniejsze. Piasek był tak gorący,że niestety bez klapek nie udało mi się wejść na plażę, uraczyłem się więc zimnym piwkiem i popływałem trochę w błękitnej wodzie. W wodzie widać było dno a temperatura powodowała uczucie zimna gdy się z niej wychodziło... a zimno, to uczucie obce tu w Brazylii.
Prawdę mówiąc wydaje się, że aby wybudować sobie dom na wyspie trzeba miec sporo pieniędzy. Nic bardziej błędnego, dowiedziałem się,że kupienie kawałka ziemi oraz wybudowanie tu niewielkiego domu kosztuje ok. 30.000 zł, co porównując do Polskich cen nie pozwoliło by na wybudowanie niczego w żadnej wiosce bez drogi.
PS: Na koniec ciekawostka(ostatnie zdjęcie).
Wewnątrz tego głazu na plaży,ulokowana była cela dla skazańców, którzy dokonywali żywota wraz z nadchodzącym przypływem w zatoce.

wtorek, 20 października 2009

Parada niepodległości w mieście Salvador


Minął ponad miesiąc odkąd przyjechałem ponownie do Salvadoru...niestety projekt naszej organizacji pozarządowejmocno zwolnił. Uniwersytet zwleka z jakąkolwiek odpowiedzią na współpracę, organizacje pozarządowe, które wyrażały chęć współpracy ucichły, powoli mam wrażenie,że to w Brazylii pomoc nie jest nikomu potrzebna. Rozmawiając jednak ze znajomymi,którzy pracują w lokalnych organizacjach pzarządowych okazuje się, że sytuacja wyglada całkowicie inaczej, stowarzyszenia rolnicze chcą pomocy, natomiast organizacje pozarządowe,które im pomagają nastawione są i tu uwaga...na maksymalizację zyksu z dotacji.
Tak, niestety moge tu napisać “witam w realiach brazylijskich”, gdzie kierownictwa lokalnych organizacji pozarządowych finansują sobie wycieczki szkoleniowe do Europy, laptopy, kilka przelotów samolotem w miesiącu, wlaczają w pracę swoje rodziny...istny kabaret...i tak wyglada trzeci sektor w Brazylii. Ostatnio widziałem film o dużym projekcie w Rio de Janeiro, w którego wyniku organizacje pozarządowe zbierając informacje o “dzieciach ulicy” przez dwa czy 3 lata przejadly kwotę, która pozwoliła by na wykształcenie tych dzieci i kupienie każdemu po mieszkaniu w średnio zamożnej dzielnicy. Tak więc nadal trzeci sektor jest jednym z najbardziej dochodowych biznesów w Brazylii...

Wracając jednak do życia miasta, odwiedziłem ostatnimi czasy paradę z okazji dnia niepodległości Brazylii. Pomimo faktu,ze ie jestem zwolennikiem dużych impez, podobało mi się niezmiernie. Mam doświadczenia z parady z Warszawy w 2007 i jaka zauwazylem różnice. W Warszawie parada niepodległości była bardziej spektakularna, czołgi, myśliwce, cała artyleria. W Salvadorze zorganizowana była bardziej informacyjno-propagandowo. Przez główną ulicę oczywiści przetoczyło się wojsko, za nim strażacy polewając kolumny obserwujących woda (co niezmiernie podobało się dzieciom), pozniej wszystkie szwadrony policji, organizacji młodzieżowych, uniwersytety. Po zakonczeniu parady już wiedziałem na jakie departamenty dzieli się policja, które organizacje pomagają indianom oraz poznałem różnorodność orkiestr młodzieżowych w Salvadorze. Wiekszość dzieci otrzymała chorągiewki brazylijskie lub z herbem Salvadoru, a po zakonczeniu parady wszyscy spacerowali główną ulicą konwersując, pijąc lodowato zimne piwo i wodę kokosową.Niebo było pochmurne ale chyba nie musze pisac,ze było gorąco.

Wracając z parady natknąłem się na miejsce gdzie sprzedają kokosy (wodę kokosową) za R$ 0,7 = 1 zł . To ważna informacja bo piję ją codziennie(jako napój izotoniczy bo zawiera i sól i fruktozę). Po 8 miesiącach nie mam wątpliwości,ze muszę tu pić dużo wody bo wypacam z organizmu wiecej niż Brazylijczycy. Trzeba pić wode co 30-60 minut nawet gdy sie nie ma pragnienia. Jeśli się tego nie robi, pojawiają się dziwne bule i zawroty głowy, Jeśli wam się to kiedyś przydarzyło, doradzam pić dużo wody, najlepiej z solą i cukrem/miodem. Wracając jednak do sprzedawcy kokosów... po wypiciu ok 500ml wody kokosowej z zielonego kokosa, prosze sprzedawce o przecięcie maczetą kokosa i nacięcie fragmentu jako łopatki, którą to wyjadam miąższ kokosowy. Jeśli kokos jest mało dojrzały, miąższ ten jest konsystencji kisielu o przyjemnym świeżym smaku. Kokosy mało dojrzałem maja więcej wody, mniej miąższu, dojrzałe natomiast mniej wody, twardszy miąższ i mają słodki posmak.

Istnieje tutaj żart,że jak nie masz pieniędzy a wypadało by zaprosić dziewczynę na obiad to zapraszasz ją na kokosa, kupujesz dwa, płacisz 2-3 zł i za tą kwot ę masz napoj + posiłek dla was dwojga :)


Co do moich planow na najbliższe miesiące. Na razie ucze się ostro języka, rozumiem co do mnie mówią w 100%, mówię bez problemów ale z błędami i mam plan zdać egzamin państwowy z portugalskiego bo pasowało by w przyszłym roku może doktorat rozpocząć. Swięta jeszcze nie wiem gdzie spędze, mam 2 zaproszenia do moich znajomych ale prawde mówiąc wolałbym spędzić je w parku narodowym z indianami. Niestety słyszałem,ze oni Bożego narodzenia raczej nie obchodzą, nic to mam jeszcze czas coś ciekawego wymyślić. Natomiast na początku przyszłego roku planuję zwiedzić cały region Północno-Wschodni Brazylii (region półpustynny) oraz część Amazonii.

Przesyłam wam więc dużo słońca i jakieś 7 stopni Celsjusza, bo jest ich tu w nadmiarze, a z tego co słyszałem to w Polsce ostatnio brakuje :)

środa, 26 sierpnia 2009

Caatinga- piekno polpustyni

Utknalem w zepsutym autobusie, poraz pierwszy od 2 miesiecy dzien jest pochmurny, temperatura i wilgotnosc jednak wysoka. Obok autobusu wsrod palm i wysokich kaktusow spokojnie pasa się krowy...

Tak już wracam do Salvadoru, na jak dlugo...jeszcze nie wiem, mam nadal sporo pracy ze stowarzyszeniem z ktorym pracowalem.

Zastanawialem się tez nado kupnem malego 3-pokojowego domku malym miasteczku w okolicy Remanso, niestety naal nie wiem czy na prawde chcialem tam mieszkac czy tylko cena 9.000 zl (dziewiec tysiecy zl) z ogrodem niedaleko rzeki była tak kuszaca.
Zanim calkowicie wroce do Salvadoru moimi opowiesciami 2 najblizsze blogi poswiece jeszcze interiorowi.

Ponizej link ze zdjeciami z mojej wycieczki:

Kliknij tutaj aby otworzyc prezentacje zdjec

Tak więc pewnego piatkowego wieczoru odwiedzil mnie mój kolega Wisley, po krotkiej konwersacji doszlismy do wniosku,ze pasowalo by przyjzec się z bliska lokalnej przyrodzie zwanej caatinga. Jest to specyficzna dla pólpustyn roslinnosc, moge ja smialo okreslic jako niska, sucha i klujaca. Tak więc w sobote rano przygotowani w 4 osoby wsiedlismy na 2 motcykle i godzine pozniej jadac piaszczysta drogabylismy na miejscu, motory zostawilismy w malej wiosce u podnoza gory i w droge ok 7 km w jedna strone na wysokosc 600-700 m. Scezka doszlismy do pewnego wzniesienia, skad rozpoczelismy wedrowke z maczeta w reku ( br: Facão).Roslinnosc jutaj jest miejscami gesta, bardzo sucha i poddatna na dzialanie ognia. Dlaczego wiec polpustynnia, otoz dlatego,ze tam gnie dzie ma zwartej roslinnosci momentalnie pojawia sie piasek oraz przez 3-4 miesiace miedzy wrzesniem i grudniem cala roslinnosc wysycha, drzewa krzewy sa bez lisci, mniejsze rosliny wysychaja. Nie spotkalem zadnych wezy lub innych jadowitych stworzen(tylko jednego pajaka wielkosci ok 7cm), wylacznie male i ciekawskie jaszczurki, które jak się usiadzie na kamieniu, podchodza, wchodza na buta i spodnie i prubuja czy są jadalne.

Gora na która się wspielismy jest pelna rudy zelaza, do tego stopnia,ze niektore kamienie są zardzewiale, a jak rzucimy kamien o kamien, uslyszec można dźwięk jak z kuzni. Blizej szczytu roslinnosc się zmienia, pojawiaja się drzewa, których galezie maja korzenie i wszelkiej masci kaktusy typu agava lub te które znamy z westernow. Na szczycie, niespodzianka, widok na część najwiekszego sztucznego zalewu na swiecie, pelnego wysp i o blekitno-zielonym kolorze wody.

Powiem szczerze,ze po 2ch takich wyprawach i wieczorach wyciagania kolcow z rak (niestety nie mialem rekawiczki uzywajac maczety), degustowaniu owocow lesnych typu Maracuja do mato, jestem zafascynowany ta czescia kraju i nadal mysle nad tym domkiem nad rzeka :)

PS: Wiecej zdjec znajdziecie na blogu mojego kolegi (link ponizej):

Kliknij tutaj aby przejsc do bloga gdzie znajdziesz wiecej zdjec

Serwus.